czwartek, 29 sierpnia 2013

RYNECZKI

Ryneczki...

Uwielbiam wracać w moje rodzinne strony. W domu można odzyskać spokój, wyciszyć się i... zdobyć nowe pomysły na stylizacje. A przede wszystkim odwiedzić tak zwane ryneczki.

Ryneczek towarzyszył ludziom od zarania dziejów. Na ryneczku kupić i sprzedać można było wszystko.
W mojej okolicy ryneczki istniały po to aby sprzedać swoje wyroby i płody rolne. W zamian każdy "obkupił" się w inne dobra, których sam nie mógł wytworzyć.
Sytuacja diametralnie zmieniła się w czasach przełomu. Na ryneczki trafiały dobra, które obejrzeć można było w telewizji, w amerykańskich filmach. Napływały do nas rzeczy, które szybko znajdowały swoich nowych właścicieli.
Najbogatsze okazały się chyba lata 90-te. Kupić można było dosłownie wszystko: złoto i spirytus od Rosjan, a od Polaków przywiezione (czasem juchcone) kapitalistyczne dobra zza zachodniej granicy.
Gdy dorastałam uwielbiałam jeździć na rynek. Za zarobione w wakacje pieniądze szybko obrastałam w różne cuda. Pierwsza kaseta Carlosa Santany, pierwsze szpilki, podrabiane adidasy, pierwsza torebka i obowiązkowo arbuz od zaprzyjaźnionego gospodarza.
Teraz wracam z sentymentem do ryneczków, ale ich wygląd się zmienił.
Nie ma już Rosjan - ich miejsce zajęli Romowie z towarami za 10 -20 złotych. Produkcja oczywiście chińska, obecne wszędzie fasony bardziej lub mniej kiczowate. Ale przynajmniej zwykły biały bawełniany top mogę kupić za 20  a nie za 50 złotych.
Polacy przestali już przywozić obce marki - teraz sprzedają swoje. Małe przedsiębiorstwo spod Łodzi sprzedaje garnitury szyte na miarę za 350 zł. Inny producent, piękne sukienki za 120, których próżno szukać w sieciówkach. Jest i Pani Pończoszarka, która sprzedaje krajowe rajstopy we wszystkich kolorach tęczy.
I cały czas jest  mój zaprzyjaźniony Pan Rolnik z pysznymi, soczystymi arbuzami.
 A warto dodać, że na ryneczku istnieje jeszcze piękna sztuka targowania się :) Dwie bluzeczki po 30 złotych? To chyba za 50 Pan sprzeda?

Mój czas urlopu postanowiłam wykorzystać na małą wizytę na takim właśnie ryneczku i delikatne zakupy.
Poniżej moje zdobycze. Torebki i najmodniejszych kolorach sezonu, obowiązkowo z zamkami i motywem wężowej skóry. Proste baletki, w których najwygodniej biegać w pracy. Odkąd znów mam długie włosy kocham różnego typu dodatki - gumki z kokardkami i inne cuda.
Ale chyba najlepsze są trampki. 




 







Torebka beżowa - ryneczek
Torebka granatowa - ryneczek
Baletki granatowe - ryneczek
Baletki niebieskie - ryneczek
Trampki koronkowe - ryneczek
Ozdoby do włosów - ryneczek
Okulary - Orlen

czwartek, 25 kwietnia 2013

Delegacyjny zestaw

Po długiej nieobecności wracam z zestawem delegacyjnym.  Wygodne buty, choć
na słupku. Jasne spodnie garniturowe i koszulka z kołnierzykiem.  Zestaw jest na podróż powrotną więc musi być wygodny.
Na to wszystko narzuciłam luźny sweter.
W podróży sprawdziło się idealnie.

Dodatkowo wrzucam fotki z zamku w Niepołomicach. Enjoy:)

After a long absence I'm back with a delegation set. Comfortable shoes, however high-hilled. Bright trousers to pair up with a white polo t-shirt.
A set for a trip back, so it needs to be comfy.
On top of that there's a loose sweater.
On the road it proved perfect.

Additionally I thrown some photos of the Castle in Niepołomice. Enjoy.










Spodnie: H&M %
Koszulka: sh
Szweter: sh
Buty: Deichmann %